2 wrz 2017

Minęło trochę czasu...

Ostatni raz byłam tu dość dawno. Po tym wszystkim co się wydarzyło tak szybko jakoś nie do końca chciałam tu być. Myśli krążyły mi po głowie, zastanawiałam się dlaczego to tak wszystko wyglądało. Stwierdziłam jednak, że tak miało być, że chyba dobrze się stało. Zajęłam się teraz zupełnie inną formą bloga. Montowanie sprawia mi więcej radości, niż pisanie, choć nie wychodzi mi to dobrze, ale każdy kiedyś zaczynał, nie każdy od razu wiedział co i jak. Nie mowię, że nie wrócę, bo nie wiem co się wydarzy, co mi przyniesie jutro, jednak nie chcę zostawiać tego bloga bez wyjaśnienia. Zbyt często porzucała moje blogi twierdząc, że tego i tak nikt nie czyta, teraz wiem, że jest kilka osób, które śledziły moje wpisy, no i tak głupio mi Was zostawić, nie mówiąc ani słowa.

Może to nie jest do końca poukładane tak jakbym chciała, ale jest. Częściej będę tu: Kanał na YouTube

Co wtorek i piątek o 15:00 czasu polskiego będzie nowy filmik.

Narazie wszystko jeszcze raczkuje, narazie uczę się jak to może wyglądać, jak to wszystko działa i spędzam nad tym sporą część mojego czasu, ale maluje uśmiech na twarzy. Mam już tam kilka pięknych wspomnień ze Stanów, mam kilka pogadanek, mam to co chcę, a to jest najważniejsze.

Pamiętaj żeby zawsze się rozwijać i żeby robić to, co daje Ci szczęście, nieważne na jakiej płaszczyźnie życia teraz się znajdujesz.

Przesyłam buziaki,
Julia

27 lip 2017

Czy agencja może mieć Cię gdzieś? Oczywiście ...

Myliłam się... Rodzinka wcale nie była taka idealna, a agencja ? Okazała się być niepomocna. Nikogo nie interesuje, że wsadziłam w ten program tyle kasy, swój czas i chęci. Może zacznijmy od początku ...
Przyjechałam do rodzinki i wszystko było cudowne, każdy się uśmiecha, pyta "How are you?", dzieci uśmiechają się, wykazują zainteresowanie, pokój ze zdjęciami mojej rodziny wszystko ładnie pięknie, ale chyba to wszystko zbyt mocno przypomina American Dream. No halo normalne życie przecież tak nie wygląda... Pierwsze dwa tygodnie wyglądały tak jak powinny, praca maksymalnie 45 godzin tygodniowo nie więcej niż 10 godzin dziennie, dzieci też kochane, chcą się bawić, pokój przytulny, host rodzice pytający, czy wszystko Ok, czy czegoś nie potrzebuję, jadaliśmy kolację razem, lodówka pękała w szwach, pozwalają mi brać wszystko na co mam ochotę, pieski też fajne, bardzo się cieszyły na mój widok. Dwa tygodnie minęły, przez ten czas przewinęło się kilka bóli brzucha, ale to przecież normalnie inne jedzenie i te sprawy... potem hości zapomnieli mi dać na paliwo co tygodniowe 15$, pomyślałam, że zapomnieli, dadzą mi następnym razem, nie dali... Dzieci nie chciały się słuchać, pomyślałam, że przecież mają gorszy okres, zdarza się. Potem hostka zaczęła mieć problem z odpisywaniem na moje pytania, pomyślałam, że przecież jest zajęta. Psy zaczęły załatwiać się w domu, myślałam, że jak na właścicieli przystało wyjdą z nimi chociaż dwa razy dziennie, myliłam się. Auto wciąż na rezerwie pod koniec tygodnia, a jeździłam tylko z dziećmi. Z dnia na dzień zaczęłam coraz bardziej otrząsać się z tego American Dream, miałam wrażenie, że zmierza ku American Nightmare. Po pierwszym miesiącu stwierdziłam, że ciężko jest płacić za swoje jedzenie z marnej wypłaty Au Pair, próbowałam troszkę przyoszczędzić na czym się dało. Pracowałam kilka dni powyżej 10 godzin dziennie, byłam zmęczona i nie nikt mi za to nie płacił dodatkowo. Jeździłam z koleżanką jej autem tylko dlatego, żeby nie dopłacać za paliwo, żeby dojechać do sklepu i spowrotem, bo ledwo starczało na jazdę z dziećmi. Dzieci zaczęły naprawdę zachowywać się jak małe diabły. Na początku dziewczynka miała zakaz używania telefonu, mogła używać go tylko chwilę dziennie w domu przy hostach, potem dostawała go jak była ze mną po to, żeby opowiadać mamie co się dzieje. Pojechaliśmy na zajęcia z golfa, okazało się, że mała nie wzięła butów, pytałam czy jest jakiś problem z tym, że nie ma tych konkretnych, powiedzieli mi, że może być w tych. Ucieszyłam się, bo byłam głodna i chciałam pojechać z koleżanką zjeść śniadanie. Jechałyśmy w aucie (byłyśmy jakieś 20 minut od golfa) i hostka do mnie napisała smsa, że muszę przywieźć małej buty na zajęcia, na co ja napisałam, że teraz mam chwilę wolnego i chciałabym coś zjeść(bo u nich w  domu nie było nic na śniadanie, czasem nawet dzieci nie miały co jeść i jadły imitacje chleba z masłem), powiedziałam jej, że jestem tak daleko, że stracę całą tą przerwę na jazdę w kółko. Ona pracująca w domu stwierdziła, że przywiezie te buty, po czym po powrocie z golfa do domu wzięła mnie na rozmowę, że nawet w godzinach mojej przerwy muszę stawiać ich rodzinę na pierwszym miejscu. Nie powiem, ale nie spodobało mi się to, szanujmy swój czas, nie mogę być w pracy 24 godziny na dobę... Potem mała zaczęła mi dogryzać, wyzywać mnie, porównywać do najgorszego, naśmiweała się, nic nie chciała robić, zjedzenie śniadania zrobionego przeze mnie było ogromnym problemem, wolała robić sobie sama masę rzeczy i rozwalać wszystko wokół, żebym tylko po niej sprzątała. Hości jadali kolację sami z dziećmi, nie zapraszali ani nie wołali mnie na kolację tak jak przez pierwsze dwa tygodnie. Zostawiali wszystko po kolacji rozwalone i do posprzątania dla mnie rano. Specjalnie nie używałam zmywarki tylko zmywałam ręcznie po dzieciach, a oni zostawiali zmywarkę z brudami do tego brudy w zlewie i na stole. Zaczynałam się denerwować, ale co miałam zrobić, przecież to są moje obowiązki...
Nadszedł dzień, który przesądził o wszystkim. Cały czas mała próbowała ze mną dyskutować. Tego dnia miała posprzątać swój pokój. Po powrocie z zajęć pozwoliłam jej chwilę odpocząć i powiedziałam, że już czas iść do góry i zacząć sprzątać swój pokój. Powiedziała, że jeszcze chwilę, po jej słowach chłopiec, którym się opiekowałam zaczął z nią dyskusję, że on ustawi czas na 10 sekund i wtedy ona pójdzie sprzątać. Minęło te 10 sekund nawet kilka więcej i powiedziałam, że już naprawdę czas iść do góry i zacząć sprzątać, bo mama tak kazała. Na co mała powiedziała, że nie będzie sprzątać. Poszłam do góry i zaczęłam ogarniać pokój wywalając do worka masę śmieci(cały pokój był zawalony, ciuchy czyste z ciuchami brudnymi, zabawki, koce, kartki, śmieci, biżuteria, dosłownie wszytsko co można znaleźć w pokoju 10 latki było na podłodze i łożku wymieszane), po chwili przyleciała do swojego pokoju i zaczęła się drzeć, że mam zostawić jej rzeczy, na co ja jej odpowiedziałam, że nie chciała sprzątać to ja miszę to zrobić, bo mama kazała a potem przychodzą goście. Po tych słowach wpadła w panikę i wzięła jeden worek ze śmiećmi i zamachnęła się nim z całej siły i mnie uderzyła. Wstałam i powiedziałam, że w takim razie ma sama zacząć sprzątać. Ona powiedziała, że nie, no to ja zabrałam się za wyniesienie śmieci z jednej części pokoju pod drzwi, ona wstała i podleciała do mnie z całej siły jaką miała uderzając mnie w miejsce miedzy mostkiem a żebrami, po tym powiedziałam jej, że nigdy więcej nie podniesie na mnie ręki, schodząc na dół pisałam smsa do hosta o treści "uderzyła mnie dwa razy, to już za dużo..." weszłam do swojego pokoju i zaczęłam pakować swoje rzeczy. W trakcie pakowania zadzwoniłam do koleżanki czy będzie mogła mnie w razie coś przenocować. Po chwili dostałam smsa zwrotnego od hosta, że wraca do domu. Zanim on wrócił zdążyłam się spakować. Czekałam na koleżankę (nie wiedziałam wtedy, że host jest w domu) ona zadzwoniła do drzwi, więc pobiegłam otworzyć a na kanapie obok drzwi wejściowych leżał host i próbował zasnąć. Po tym wszystkim wiedziałam, że to nie ma sensu. Zabrałam swoje wszystkie rzeczy wychodząc tylnym wyjściem i pojechałam z koleżanką do niej. Zadzwoniła do mnie Pani z agencji APIA i pytała co się wydarzyło. Opowiedziałam jej to wszystko i powiedziała, że lepiej będzie jak tą noc spędzę u koleżanki (nikt nie wiedział, że zabrałam wszystkie swoje rzeczy). Następnego dnia zadzwoniła do mnie Pani z agencji i powiedziała, że mała powiedziała, że to ja ją uderzyłam. Ja jej powiedziałam, że mam smsa, że posałam do hosta w tej sprawie, że to ona mnie uderzyła i to dwa razy. Powiedziała, że muszą to wyjaśnić i zadzwonią później. Czekałam dwa dni( wciąż mieszkając u koleżanki) w końcu odbieram od niej telefon i ona mówi, że będą musieli dać mnie w remach, zgodziłam się, bo co innego mi pozostało. Chwile pózniej zadzwoniła i powiedziała, że mała zmieniła zeznania. Wszystko fajnie pięknie czekam na ten remach i czekam. Piszę maile czekam na odpowiedź. W końcu kilka dni pózniej dzwoni do mnie ta sama Pani z agencji informując, że mam jak najszybciej opuścić teren Stanów Zjednoczonych, pytam ale jak, dlaczego? Co z moim remachem? A ona twardo na swoim, że mam opuścić teren Stanów Zjednoczonych. Zapytałam co w sytuacji, kiedy nie mam pieniędzy bo od tygodnia mieszkam u koleżanki i nikt mi za to nie płaci. Ona na to, że niech rodzice z Polski zapłacą mi za bilet i mam wracać. Ja odpowiedziałam, że moi rodzice nie mają pieniędzy na takie coś. Stwierdziłam, że mogę tu zostać u koleżanki i sama czegoś poszukam. Pani z Agencji znalazła mi bilet wysyłając go mailem (kwota biletu to 1043$) i napisała, że tyle właśnie mam zapłacić agencji. Ja jej odpisałam, że nie mam skąd wziąć takich pieniędzy i w takim razie nie wsiądę do tego samolotu. Ona napisała, że muszę opiścić teren USA, a ja jej odpisałam, że nie mam takich pieniędzy. Koniec końców, napisała żebym tylko wsiadła w ten samolot do domu i tyle. Tak niestety zrobiłam po 2,5 miesiącach w Stanach.

Wiem tylko tyle, że moja ex host rodzinka dwa dni pózniej miała już kogoś na moje miejsce, jakbym nie istniała. Okazało się też, że hostka była w stałym kontakcie z agencją, narzekając na wszystko. Wiem też, że jako potencjalna host rodzina nie mają w papierach remachu, więc są czyści. Tak sobie pięknie wszystko załatwili...

Coś o rodzince...
Mieszkają w Arlington, VA koło Waszyngtonu, DC
Dwójka rodziców (host i hostka)
Dwójka dzieci : chłopiec J.(nie wiem czy mogę podać imię) - 8 lat skończył w Maju 2017, dziewczynka J. - 11 lat skończy w Grudniu 2017.
Mają dwa psy; labrador i mieszaniec, mają też rybkę w kuchni(chociaż nie wiadomo czy nie zdechła jak nikt jej nie karmił)
Mieszkają w dużym domu w North Arlington, mają auto dla Au Pair i tylko 15$ na paliwo.

Pięknie się przedstawili i fajnie wyglądali. Okazało się po przyjeździe ze dostałam zbiór zasad. Miałam nie mieć curfew a miałam na auto. Nie mogłam jechać dalej niż do 30 mil od domu. Mieli mi dawać na paliwo, żeby wystarczało, a ledwo starczało na wożenie dzieci. Miałam jadać z nimi kolację, ale potem jakoś o tym zapomnieli. Mieli kupić mi coś do jedzenia jakbym chciała a sama musiałam kupować za swoje. Dużo by wymieniać...

Pamiętaj najważniejsze pytania zadawaj mailowo, żeby mieć odpowiedź czarno na białym. Pytaj o wszystko i się nie bój, Amerykanie pięknie potrafią kłamać(nie wszyscy, ale wiesz o co mi chodzi). Bądź podejrzliwa i sprawdzaj wszystko, często mijają się z prawdą.

Do następnego !

15 lip 2017

Czas najwyższy

Założyłam kanał na YouTube. Tak stało się, jednak na razie nie ma rewelacji, chcę opowiedzieć tam wszystko; jak wygląda moja przygoda z byciem Au Pair w USA, o tym czy agencja jest pomocna, gdy masz problemy, o tym jak to jest z angielskim, o tym jak to jest wrzucić kogoś na głęboką wodę. Nie zabraknie też mnie i mojego życia, które często płata mi różne figle, będą uśmiechy i łzy, będzie szczęście i irytacja - wszystko tak jak jest naprawdę.

Nowe filmy planuję dodawać we wtorki i piątki o godzinie 15:00 czasu polskiego.

Mój YouTube  - zapraszam :)

Do następnego!

6 lip 2017

Stolica Stanów Zjednoczonych a Nowy Jork

Czas porównać dwa miasta - Waszyngton i Nowy Jork. Z racji tego, że w każdym mieście byłam przynajmniej dwa razy, mogę powiedzieć trochę na temat różnic, które zauważyłam.

Zacznijmy od Nowego Jorku:




Nowy Jork - jest naprawdę fajny, przechodząc ulicami miasta mijasz miejsca, które zdarzyło Ci się widzieć w filmie, jest dość tłoczno, słyszysz trąbiące na siebie samochody, widzisz żółte taksówki, prawie każdy przechodzi na czerwonym świetle, na ulicach zauważasz porozsypywane śmieci, czasem coś śmierdzi, mijasz bezdomnych. Na bogatych dzielnicach jest nieco czyściej. Ludzie zazwyczaj są zabiegani, często biegają z telefonem w ręku, można spotkać wiele narodowości już na samym Time Square (jest to jedno z najbardziej tłocznych miejsc), wszędzie jest daleko, metro owszem funkcjonuje i jest dość oblegane, jednak do najczystrzych to ono nie należy. Nowy Jork jest miastem które nigdy nie śpi i chyba faktycznie mogę się z tym zgodzić, zawsze są auta, ludzie, światła, trąbienie na siebie nawzajem, masa turystów robiąca sobie zdjęcia gdzie popadnie. To miasto jest tak oświetlone, że czasem można pomylić noc z dniem.


Czas na Waszyngton:






Waszyngton - lubię to miasto, jest w nim czysto, spokojnie, wszędzie jest blisko, można wypożyczyć rowery i zwiedzić prawie całe miasto w jeden dzień. Nie jest tłoczno, ale turystów pojawia się całkiem sporo, jednak nie przeszkadza to jakoś bardzo w zwiedzaniu. Zamiast żółtych taksówek często można zauważyć czerwone, czasem niebieskie, samochody nie trąbią na siebie tak często jak w Nowym Jorku. Gdy na niebie robi się szaro zapalają się światła oświetlające główne atrakcje w Waszyngtonie. Możemy spotkać ludzi spacerujących, ale także takich który się spieszą. Można posiedzieć na trawie podziwiając widoki, można spędzić miło czas bez pośpiechu. Tutaj nie przechodzi się na czerwonym świetle (chociaż niektórym się to zdarza), na szczęście dzięki temu, że jest czyściej niż w Nowym Jorku nie unoszą się w powietrzu nieprzyjemne zapachy. Często słychać i widać startujące samoloty, a mając odrobinę szczęścia można zobaczyć helikopter prezydenta.

Na koniec jeszcze kilka zdjęć...

Nowy Jork...




Waszyngton...






Do następnego!

27 cze 2017

Wycieczka po Nowym Jorku na Orientation

Większość czasu wycieczka odbyła się w autobusie, jednak odwiedziliśmy Time Square, Top of The Rock, z daleka ujrzeliśmy Statułę Wolności, jednak jeśli zastanawiasz się czy płacić około 80$ za wycieczkę, a będziesz mieszkać do 4-5 godzin od Nowego Jorku, to nie warto, chyba, że Twoja przyszła Host Family za to zapłaci. :) Wydaje mi się, że lepiej zwiedzić Nowy Jork we własnym tempie i zobaczyć wszystko na co masz ochotę, jednak pamiętaj, że trzeba liczyć n to kilka dni.

Nowy Jork...

Są żółte taksówki:

Słynne flagi pod Top of The Rock:

Widok z Top of The Rock:




Time Square:


Widok ze słynnych chyba większości dobrze znanych czerwonych schodów na Time Square:

Na Time Square nie brakuje atrakcji:

Nocą:

W oddali można dostrzec Statułę Wolności:

Wycieczka krótka, zabawnie prowadzona, w większości czasu oglądałyśmy sporo kluczowych miejsc przez szybę w autobusie, ale fajnie, że moja Host Family wykupiła mi tą wycieczkę, sama nie zdecydowałabym się, żeby na start wydać te pieniądze. 

Co do Nowego Jorku to jest dość brudny, czasem wygląda strasznie, ale ma swój urok, zwłaszcza wtedy, gdy widzisz jakieś miejsca i od razu przypomina Ci się scena z filmu. 

Do następnego!

20 maj 2017

Jak wygląda praca Au Pair ?

Każdy z moich dni jest dość podobny, pracuję od poniedziałku do piątku, weekendy mam wolne, jednak jeśli bardzo zależy Ci na wolnych weekendach, to rozmawiając z rodzinką musisz po prostu się dowiedzieć jak to wygląda u nich. Zacznijmy od początku...
Codziennie budzik dzwoni mi o 7 rano, zanim wstanę z łóżka jest około godziny 7:10, poranna toaleta, ubranie się i wybija 7:30 - czas iść na górę ( tak mieszkam w basement, ale mam duże okno w pokoju ) zazwyczaj dzieci schodzą na dół do kuchni, czasem muszę iść i powiedzieć im, że czas już wstawać. Będąc już w kuchni w pierwszej kolejności robię śniadanie dla dzieci, zazwyczaj jest to chleb/bajgel/bułka z masłem/dżemem/serem do tego zawsze dostają jakiś owoc ( jabłko/kawałek arbuza/banan ), i jeszcze albo woda/mleko/sok. Gdy dzieci zaczynają już jeść szykuję im podobną kanapkę do szkoły (pytam ich na co mają ochotę), do takiej kanapki dorzucam im owoc tak jak wyżej, marchewkę, lub jakieś warzywo i dodatkowo batonik musli czy coś podobnego. Czasem zdarza się, że chcą coś oprócz tego (zdarza się to bardzo rzadko) jest to jakaś sałatka, którą mamy w lodówce, jakiś makaron, zależy na co mają ochotę. Sprawdzamy plecaki, pakujemy śniadaniówki i zazwyczaj jest już wtedy koło 8:15. Dzieci biorą miski dla psów (mamy dwa psy), nakładają im karmę, ja dolewam świeżej wody i około 8:25-8:30 wychodzą z psami dosłownie na chwilę i około 8:40 czasami chwilę później przyjeżdża autobus pod sam dom, także nie mają daleko. Od około 8:55 mam już czas wolny na śniadanie czy cokolwiek.
Po południu dzieci wracają około 15:45-16:00 zależy czy wracają autobusem czy muszę po nich pojechać (jechać po nich muszę dwa razy w tygodniu, chyba, że coś komuś wypadnie jak wizyta u dentysty, albo cokolwiek podobnego). Wtedy jedzą coś na szybko, zazwyczaj jest to coś z mikrofali, albo to co rano. Po szybkim posiłku zaczynamy jeździć na zajęcia dodatkowe. Zazwyczaj zaczynają zajęcia około 16:30-17:00 i kończą wszystkie około 18:00-19:00 są chyba dwa takie dni, kiedy kończą później, ale wtedy zazwyczaj ktoś ich odwozi.
Tak naprawdę na tym moja praca się kończy... Raz na dwa, trzy miesiące moi hości wychodzą na kolację dla dorosłych, więc w ten jeden dzień pilnuje ich dłużej, do moich obowiązków należy wtedy pilnowanie żeby nic im się nie stało - to chyba oczywiste, ale też mam sprawdzić czy dzieci umyły zęby i położyły się najpóźniej o 22:00, oni wracają około 22:30.

Godziny pracy w dużej mierze zależą od wieku i ilości dzieci oraz tego jak bardzo samodzielne są. Wydaje mi się, że wolne weekendy pozwalają na podróżowanie, ale także na odpoczynek, który naprawdę się przydaje podczas bycia Au Pair. Dzieci potrafią wyssać całą energię, albo nią zarażać.

A teraz na koniec coś, co powiedziałabym sobie podczas szukania rodzinki (wtedy niewiele wiedziałam, czasem było mi głupio):
Zawsze pytaj o przykładowy grafik, rozmawiaj z dziećmi na Skypie, aby jak najlepiej je poznać, pytaj o auto, o paliwo, o czas wolny, o zwierzęta, o to czy będziesz musiała sie nimi zajmować, nie zapomnij spytać czy lubią wychodzić gdzieś sami, czy wyjeżdżają gdzieś na wakacje, co lubią robić w wolnym czasie itp. Może nie wszystko na pierwszej rozmowie, ale z czasem pytaj o jak najwięcej, żeby potem nie było niepotrzebnych niedomówień, albo rematchu.

Póki co nie mam co narzekać, rodzinka trafiła mi się naprawdę fajna, mają swoje minusy jak każdy, ale to może być naprawdę fajny rok z nimi.


Do następnego!

16 maj 2017

Pierwszy raz

Po przylocie tu okazało się, że całkiem dużo tych 'pierwszych razy' przede mną, a niektóre już za mną.

Zacznijmy od tego, że pierwszy raz leciałam samolotem - nie było tak źle, start był jak najbardziej ok, lot dłużył mi się bardzo, posiłki nie do końca smaczne, lądowanie trwało 40 minut i tak jak wcześniej pisałam przypominało ciągłe spadanie z najwyższego punktu podczas huśtania się.
Pierwszy raz jestem tak daleko od domu - wszystko fajnie, za granicą byłam kilka razy, ale co z tego... Świadomość tego, że to około 7000 km drogą przez Ocean - lekko przerażające.
Pierwszy raz będę zdana tylko na siebie przez tak długi czas, będę musiała załatwiać wszystko sama w innym języku (wcale tak dobrze nie mówię po angielsku).
Pierwszy raz będę musiała posługiwać się językiem, który nie jest moim ojczystym prawie 24h (pomijając oczywiście rozmowy z rodziną itp.)
Pierwszy raz nie będę spędzać z mamą tak dużo czasu (okay przecież będę z nią rozmawiać, ale to nie to samo, bo mamy dobre relacje).
Pierwszy raz nie będę tak długo widzieć się z narzeczonym (pomijając fakt, że ma przylatywać, jednak to duża zmiana).
Pierwszy raz nie będę widywać się z rodzeństwem i tatą praktycznie codziennie.
Pierwszy raz nie będę przytulać się do mojego psa prawie codziennie, a ona biedna nie będzie wiedziała o co chodzi i dlaczego mnie nie ma.
Pierwszy raz mieszkam z tak naprawdę obcymi mi ludźmi (przecież znamy się tylko z rozmów na Skypie i maili).
Pierwszy raz jeździłam większym autem (do tej pory jeździłam niskimi, małymi i zwinnymi autami).
Pierwszy raz musiałam spakować się w ograniczoną kilogramowo walizkę na tyle czasu, ale udało się.
Pierwszy raz jadłam steka, tak do tej pory nie odważyłam się na zjedzenie steka.
Pierwszy raz zatęskniłam za polskim chlebem, tutaj każdy jest albo słodki, albo tostowy.
Pierwszy raz zrozumiałam ludzi, którzy wplatają do polskiego angielskie słówka, lub na odwrót. Złapałam się na tym kilka razy jak cały dzień rozmawiałam po angielsku (przynajmniej starałam się), a potem rozmawiałam z moją rodziną i zapomniałam kilku słów w polskim i mój mózg automatycznie chciał użyć angielskiego słówka.
Pierwszy raz nie spędzę świąt w gronie rodziny.
Pierwszy raz ze wszystkim będę musiała radzić sobie sama, oczywiście mogę zapytać Hostów o to jak coś zrobić, jednak większość dnia nie ma ich w domu, więc będę zdana na siebie.


Napewno o czymś jeszcze zapomniałam, jednak tych "pierwszych razy" będzie naprawdę sporo, ale jakoś trzeba sobie z tym wszystkim dać radę.

Do następnego!

14 maj 2017

Po przyjeździe do Host Family musimy jeszcze załatwić trochę rzeczy...

Jesteśmy u Host Family, nasz angielski nie jest na nie wiadomo jak dobrym poziomie, a musimy jeszcze załatwić kilka rzeczy i do tego jeszcze po angielsku. Na szczęście nie jest to takie straszne na jakie wygląda.
Co musimy załatwić?
- konto w banku ( ja założyłam konto w Wells Fargo, poszłam z ich poprzednią Au Pair, więc poszło całkiem szybko )
- Social Security Number ( jest on potrzebny, żeby potem rozliczyć się z podatku w USA, trzeba wypisać wniosek, wziąć ze sobą paszport z DS, przy okienku potwierdzić swoje dane i po kilku dniach przychodzi pocztą Social Security Card )
- prawo jazdy ( jeszcze do niego nie podchodziłam, ale w każdym Stanie jest inny okres czasu na wyrobienie prawa jazdy, musimy podejść do egzaminu teoretycznego, który robimy na komputerze, jak i praktycznego, możemy jechać swoim autem na egzaminie także wydaje mi się, że jeśli ktoś szybko ogarnie auto, którym ma jeździć bez problemu da sobie radę )
- szkoła : 6 kredytów ( wyjeżdżając jako Au Pair jesteśmy zobowiązani do ukończenia 6 kredytów w college'u albo na uniwersytecie jest to około 72 godzin i mamy do wydania na to od Hostów $500, jeśli weźmiemy droższe kursy możemy dopłacić z własnej kieszeni )

To są najważniejsze rzeczy, które musimy załatwić po przyjeździe w jak najkrótszym czasie. Oczywiście jeśli chodzi o kredyty zajmie to trochę czasu, ale im szybciej się za to zabierzesz tym szybciej skończysz i skupisz się na innych rzeczach.

Do następnego!

12 maj 2017

Przyjazd do Host Family

Po orientation przyjechałam pociągiem do Host Family. Pamiętam, że wysiadłam z tymi dwoma walizkami, z dokumentami i plecakiem. Przyjechali wszyscy, jednak było tak późno, że chłopiec zasnął w aucie. Do domu przyjechaliśmy koło północy, od razu poszliśmy spać. Był to długi i stresujący dzień. Następnego dnia wstałam razem z poprzednią Au Pair, po to, żeby sprawdzić jak to wszystko wygląda. Dzieci zazwyczaj jeżdżą do szkoły autobusem, więc rano trzeba im zrobić tylko śniadanie i lunch do szkoły. Potem gdzy dzieci wrócą autobusem ze szkoły, dostają snacki i jedziemy na zajęcia dodatkowe. Przychodzi wieczór, rodzice wracają z pracy, jemy kolację i tak mija prawie każdy dzień. Weekendy mam wolne, więc w zeszłym tygodniu pojechałam z ich poprzednią Au Pair do Waszyngtonu. Było naprawdę fajnie, nie sądziłam, że może mi się tam aż tak spodobać.

Jestem u rodzinki troszkę ponad tydzień i póki co wydają się być naprawdę fajni. Zobaczymy jak będzie to wszystko wyglądać później, ale bądźmy dobrej myśli ! :) Następny post pojawi się w ten weekend. Będzie on zbiorem wszystkich rzeczy, które należy załatwić po przylocie do Host Family.
Jeśli macie pytania - piszcie ! :)

Do następnego!

7 maj 2017

Wysiadamy z samolotu i co dalej ?

Zacznijmy od tego, że lot był naprawdę długi (leciałam 9 godzin i 15 minut), z racji tego, że był to mój pierwszy lot, to nie do końca wiedziałam czego się spodziewać.
Żegnanie się z rodzicami do najłatwiejszych nie należało, ale skoro postanowiłam, że lecę, no to lecę. Kilka razy płakałyśmy z dziewczynami, weszłyśmy już do miejsca gdzie sprawdzali walizki, więc to był ostatni raz jak ich widziałam zza szyby. Pan na lotnisku posprawdzał wszystko, poprzekładał to co trzeba było. Udało się - przeszłyśmy! Ciężko było mi z myślą, że widziałam ich na żywo ostatni raz... Poszłyśmy na ostatnią kontrolę wizy i weszłyśmy do rękawa. Chwile później znalazłyśmy się w  zatłoczonym samolocie. Znalazłyśmy swoje miejsca, odłożyłyśmy bagaż podręczny do góry i usiadłyśmy. Wtedy zaczęło docierać do nas, że już nie ma odwrotu, że to się dzieje naprawdę.
Wystartowaliśmy, nie było tak źle. Lot naprawdę się dłużył, posiłki nie były do końca smaczne. Mieliśmy lądować, to było chyba najgorsze z całego lotu, to było takie uczucie jak huśtanie się na huśtawce, gdy z tego najwyższego punktu spadacie, tylko, że to spadanie trwało 40 minut.

Wylądowałyśmy w Nowym Jorku, wychodzimy na lotnisko i znowu sprawdzanie paszportu i wizy. Podczas sprawdzania trzeba było przyłożyć cztery palce z lewej ręki, potem kciuka, czas na prawą rękę, cztery palce i kciuk. Potem trzeba było patrzeć w kamerkę, żeby sprawdzić czy wszystko sie zgadza. Następnie trzeba było znaleźć swój bagaż na taśmie i iść za tłumem ;) Gdy wyszłyśmy to zauważyłyśmy kartkę Au Pair in America, sprawdzili nas na liście i musiałyśmy chwile poczekać. Przyjechał po nas wielki czarny autobus i zawiózł do hotelu Double Tree Hilton w Tarrytown. Tam po raz kolejny prosili o nasze paszporty, żeby dać nam klucze do pokoju, poczęstowali nas wodą i owocami. Poszłyśmy do swoich pokoi, chwile pózniej przynieśli nam nasze duże bagaże i mogłyśmy iść spać ( w hotelu byłyśmy późno wieczorem, nasz samolot wylądował dopiero o 20:15 czasu nowojorskiego).

Następnego dnia miałyśmy pobudkę o 6:30 i śniadanie, a potem Orientation, aż do pory lunch'u. Orientation było bardzo męczące, bo siedziałyśmy cały czas w jednym miejscu, słuchając tego co już powinnyśmy wiedzieć. Lunch był o 12:00, każda z nas była głodna, na szczęście jedzenie było naprawdę wporządku. Potem znów na Orientation, było całkiem zabawnie, ponieważ Sandee, która je prowadziła, starała się nas rozbawiać. Około godziny 16:30 miałyśmy wsiąść do autobusu, żeby jechać na wycieczkę po Nowym Jorku. Była to najszybsza wycieczka jaką kiedykolwiek miałam. Jeśli rodzinka tej wycieczki nie wykupi a mieszkacie całkiem blisko Nowego Jorku to nie warto za to płacić $85. Większość wycieczki była w autobusie. Zatrzymaliśmy się na Top of the rock, żeby wejść na górę, ale mieliśmy na to tylko 25 minut. Potem zatrzymaliśmy sie na Time Square i mogłyśmy tam być 20 minut. To wszystko robi duże wrażenie, ale było zdecydowanie za mało czasu na to wszystko. Ostatni przystanek to był widok na Statułę Wolności i Nowy Jork.
Po tym wszystkim wróciliśmy do hotelu na wieczór, poszłyśmy spać i następnego dnia znów pobudka o 6:30. Zjadłyśmy śniadanie i miałyśmy pierwszą pomoc i ta część akurat była dość ciekawa, bo nie o wszytskim wiedziałam. Tu wyglada to troszkę inaczej niż w Polsce. Potem Lunch o 12:15 i ostatnia część Orientation, a potem wsiadałyśmy do autobusów, żeby jechać na lotniska, albo na pociąg do Host Family.

Całe Orientation było rozszerzeniem tego, co mamy do zrobienia w internecie zanim wylecimy. Było dość ciężkie, bo każda z nas była zmęczona, czasem było zabawnie.

Jeśli macie jakieś pytania to śmiało możecie pisać, napewno odpiszę.

Do następnego!

28 kwi 2017

Prezenty dla Host Family

Pisałam w poprzednim poście, że na prezenty wydałam około 300 złoty.

Szukałam na różnych blogach podpowiedzi co mogłabym kupić, jednak nie byłam do końca pewna co tak naprawdę chcę kupić. Wyszło dość spontanicznie. Jeśli dostanę jeszcze jakąś fajną grę planszową to kupię, jeśli nie to już zostanie tak jak jest ;)

Kupiłam wspólny prezent dla Hostów, dla dziewczynki i chłopca to samo, żeby się nie kłócili oraz coś dla ich teraźniejszej Au Pair, która będzie ze mną w pierwszym tygodniu. Do tej pory bardzo mi pomagała.

Zacznijmy od Hostów:
Kupiłam im:
- książkę "Made in Polska" Krzysztofa Żywczaka w całości po angielsku
- dwie filiżanki z podstawkami z Polskimi wzorami (opakowałam to w folię bąbelkową)
- wódkę Chopin'a
- wódkę Dębową (jest w kształcie mapy Polski a z tyłu są zaznaczone miasta - jest tam tylko 100 ml wódki, dlatego wzięłam drugą)
- Baryłki z Wedla
- ręcznie robione pralinki z Krainy Słodkości

Jeśli chodzi o dzieci:


Każde z nich dostanie:
- walizeczkę z motywem bajek
- koszulki z napisem "I've got Polish Au Pair. What's your superpower?"
- krówki z Millanówka
- trzy rodzaje Lubisi
- cukierki z Krainy słodkości
- żelki z Krainy Słodkości
- lizaka czekoladowego z Krainy Słodkości
- czekotubkę karmelową z Wedla

Dla Au Pair:
- bransoletka z Lilou
- lizak z Krainy Słodkości
- żelki z Krainy słodkości

Każdemu dorzuciłam jeszcze krówki z Millanówka :)
Jedne z lepszych jakie jadłam i wszystkie ciągutki :) (zamówiłam je ze strony: Krówki24 - godne polecenia)

Jeśli dorwę jakąś grę planszową dla dzieci to ją kupię, jeśli nie to prezenty zostają takie jakie są :)

Do następnego!






27 kwi 2017

Koszty

W tym poście podsumuję koszty, które poniosłam przed wyjazdem do USA. Zaczynamy:

Opłata za program - 1390 zł
Ubezpieczenie (ja wzięłam rozszerzone) - 2205 zł
Zaświadczenie o niekaralności - 30 zł
Międzynarodowe prawo jazdy - 30 zł
Wiza (150$) po kursie który miałam wyszło - 656 zł
Zdjęcie do wizy - 20 zł
Droga do Wawy (po wizę; paliwo+bramki) - 450 zł
Walizki - 365 zł
Prezenty dla HF - około 300 zł
Przejściówki - około 200 zł(do telefonu kupiłam oryginalną)
Leki - 500 zł (same antykoncepcyjne na rok - 13 opakowań to koszt 400 zł)
Dolary ja biorę ze sobą $165(żeby też mieć drobne) - około 650 zł

Podsumowując wyszło - 6796 zł

Teraz pozostaje mi tylko jechać na lotnisko i wsiadać do samolotu w poniedziałek. Jeszcze chyba do mnie to nie dociera.

Do następnego !

20 kwi 2017

10 dni do wylotu

Dwa dni temu (18 kwietnia 2017) dostałam maila od agencji o tym, że moje dane do wylotu już są na stronie Au Pair in America po zalogowaniu.


Od razu zalogowałam się na stronę, żeby sprawdzić o której lecę i z kim. Strona prezentowała się następująco:
Żeby się dowiedzieć z kim lecimy należy kliknąć tak jak na obrazku poniżej:
Okazało się, że lecimy LOT'em, więc od razu musiałam sprawdzić jakie walizki mam kupić.
Niestety do wymiaru bagażu podręcznego (w moim wypadku walizki) wliczają się kółka rączki i wszystko co wystaje, więc tak naprawdę gdy walizka stoi na kółkach, to wymiar należy mierzyć od ziemi do najwyższego punktu walizki, co niestety znacznie ogranicza. Jednak może być tam aż 8 kg. Sumując wszystkie wagi to w sumie możemy zabrać 33kg (odejmując ciężar walizek i torby to możemy śmiało brać jakieś 26-27kg).
Mam nadzieję, że jakoś się zmieszczę ze wszystkim.

Do następnego!


9 kwi 2017

21 dni i startujemy do USA

Nie sądziłam, że tak szybko mi to zleci. Najgorszą kwestią jest pakowanie, jak sie spakować, żeby wszystko było dobrze spakowane, zabezpieczone i przede wszystkim, żeby to wszystko doleciało.
Postanowiłam zrobić tu listę aby o niczym nie zapomnieć.

Najważniejsze rzeczy, które przychodzą mi na myśl:

- telefon + ładowarka (ja bez telefonu jak bez ręki, także jest to pierwsza rzecz na mojej liście)
- paszport z DS (bez tego raczej nie da się lecieć ;) )
- kopie wszystkich dokumentów + dane rodziny goszczącej (mogą to sprawdzać, mogą o to pytać, więc lepiej wziąć to ze sobą)
- międzynarodowe prawo jazdy (kopię też biorę ze sobą)
- przejściówki (bez tego to ani rusz, jak wspomniałam wyżej, to potrzebuje choć do teleonu)
- prezenty dla Host Family (gdy będę miała wszystko to wstawie zdjęcia na blogu co kupiłam)
- pieniązdze ( ja biorę ze sobą 160$ tak wrazie bym czegoś nie miała i musiała szybko dokupić)
- kosmetyki pielęgnacja + kolorówka (mam tu na myśli: szampon, odżywkę, żel pod prysznic, balsam, płyn micelarny, żel do twarzy, tonik, krem, szczoteczka i pasta do zębów, szczotka do włosów, patyczki i waciki do demakijażu, jeśli chodzi o kolorówkę to stawiam na podstawę: krem BB, puder, brązer, róż, rozświetlacz, cienie do brwi, cienie do powiek, tusz i może ze trzy szminki wrazie jakiegoś wyjścia)
- ciuchy (m. in. piżamy, spodnie, t-shirt'y, bluzy, swetry, okulary przeciwsłoneczne, ręczniki - wszystkiego w umiarze rzecz jasna;) )
- leki (tabletki przeciwbólowe, antykoncepcyjne, antybiotyk, jakieś na przeziębienie, ewentualnie jakieś witaminy)
- bilet lotniczy (bez niego jak i bez paszportu raczej nie da się lecieć)

Co jeszcze, to nie mam pojęcia... Mam nadzieję, że uda mi się spakować wszystko czego potrzebuje.


Pamiętaj! Do małej walizki, która jest cały czas z nami, trzeba wziąć wszystko czego potrzebujemy na trzy dni na orientation, jeszcze nie wiem jak to zrobić, mam nadzieje, że się uda.

21 mar 2017

Rozmowa z Host Family - jakie pytania im zadawać?

Zadawanie pytań często sprawia wiele trudności. Ja przed każdą rozmową szykowałam sobie na kartce kilka/kilkanaście pytań, które chciałam zadać rodzinie, cała reszta rozmowy "kleiła się" w trakcie ;)

Jak ja to robiłam?
Pierwsza rozmowa na Skypie - pytałam głównie o dzieci:
- What they like to do in their free time?
- What they like to eat? They have any special diet?
- What do they do during summer/vacation?
- Are they learn second language?
- Are they supposed to clean after themselves? (after play)
- Are they allowed to watch TV? How much?
- Are they supposed to help with household duties?
- What they don't like?
- How do I slove problems with children? (verbal warning, not watching TV, not using phone)
- What are they hobbies?
Zawsze też pod koniec swoich pytań zadawałam pytanie:
- Do you have any questions for me?

Druga rozmowa na Skypie - pytałam trochę o nich, o miejsce w którym żyją, o moje obowiązki:
- What would be my responsibilites?
- Do you like travelling?
- What do you like to do in your free time?
- Where do you work?
- Is there any curfew?
- What are your hobbies?
- Do you expect me to have a babysitting? If yes, how often?
- How do you spend weekends? What do you like to do?
- What is the weather in your town over year?
- Are there any sports center?
- What about car? Do you need driver?
- What courses can I do in your area?
- Do you have any questions for me?

W między czasie rozmawiałam też czasem z ich teraźniejszą Au Pair i zadawałam jej pytania aby potwierdzić to o co pytałam wcześniej rodzinkę, np.:
- Do you like working with them?
- What are your duties/responsibilites?
- How your typical day look like?
- Do you like area which you live?
- How do you spend free time with them?
- How many hours per day do you have for your own?
- What time do you finish work?
- What about car? Will I have to pay for fuel/gas?
- May I use car in my free time?
- Will I be using telephone and internet?
- Do children have any behavioral problems?
- What about babysitting? How often? How many hours?

Trzecia rozmowa na Skype(o ile do takiej dochodziło) - pytałam już o wszystko co jeszcze chciałam wiedzieć:
- Will I be using telephone and internet?
- What about paying for fuel/gas?
- May I use car in my free time?
- What about room for Au Pair? Will I have my own bathroom?
- Is it possible to invite my potential friends to your home? I mean to my room?
- What about shopping? Will it belong to my responsibilites?
- Do you have any questions for me?

Nie wiem czy to wszystkie pytania, w mailach zadawałam też pytania o plan dnia, jak to ma wyglądać, co będzie należało do moich obowiązków itd.

Zastępowałam często słowo 'they' czy 'them' na imiona dzieci, wydaje mi się, że jest to wtedy lepiej odbierane.

Mam nadzieję, że komuś to pomoże, sama wiem jak często stresowałam się przed rozmową.

Do następnego!

18 mar 2017

Opłata za program, a ubezpieczenie?

Z racji tego, że jestem w agencji Au Pair in America powiem jak to wygląda w tej agencji.

Opłata za program podstawowy na, którym jestem, czyli "Classic" wynosi - 1390 zł.
Opłata programowa może być nieco niższa, ponieważ cczęsto są organizowane konkursy, albo akcjie dzięki którym za program możemy zapłacić o 200 zł mniej.

Trochę o ubezpieczeniu, przecież jedziemy tam na rok, albo więcej.

- UBEZPIECZENIE PODSTAWOWE - (opłata programowa 1390 PLN - zawiera ubezpieczenie tylko podstawowe) obejmuje okres 12-stu miesięcy na kwotę 100 000 USD, NIE pokrywa ono opieki dentystycznej,

Istnieje możliwość rozszerzenia ubezpieczenia:

- TRAVEL & SPORTS PACKAGE (opcja A) - płacimy 885 PLN obejmuje okres 12-stu miesięcy wraz z 13-tym miesiącem na podróżowanie. Ta opcja obejmuje opiekę dentystyczną oraz różne rodzaje sportów ekstremalnych,
- MEDICAL UPGRADE (opcja B) - płacimy 1495 PLN obejmuje okres 12-stu miesięcy wraz z 13-tym miesiącem na podróżowanie. Ta opcja rozszerza ubezpieczenie na kwotę 500 000 USD oraz opiekę dentystyczną,
- jest także możliwość POŁĄCZENIA OBU OPCJI (opcja A+B) - płacimy 2205 PLN.

Są to ceny na rok 2017, w 2018 mogą ulec zmianie i należy o tym pamiętać.

Jak płatność wygląda w praktyce?

Po zalogowaniu na swój room w sekcji "TO DO" pojawi się "Pay your Au Pair in America fees".


 Gdy klikniemy w punkt "Pay your Au Pair in America fees" pojawią się Nam instrukcje płatności:



Po zaznaczeniu odpowiedniego ubezpieczenia kwota podlicza się automatycznie.

Ja wybrałam ubezpieczenie rozszeczone (A+B), stwierdziłam, że tak będzie lepiej, chociaż wahałam się do ostatniej chwili, bo jednak w Polsce lekarzy omijam szerokim łukiem.

Dane do przelewu przepisujemy dopisujemy jedynie swoje imię i nazwisko oraz numer, który w aplikacji widoczny jest w prawym górnym rogu. Przelewamy pieniążki i to wszystko.

Należy pamiętać, że księgowanie przelewu może potrwać nawet tydzień, dlatego lepiej przelać pieniążki wcześniej, a najpoźniej dwa tygodnie przed wylotem.

Do następnego!
 

14 mar 2017

Dokumenty, które musimy wysłać agencji.

Jest kilka dokumentów, które musimy wysłać lub dostarczyć osobiście do agencji. Niektóre z nich są w oryginale, a niektóre jako kopia.

Pamiętaj, że KOPIĘ WSZYSTKICH DOKUMENTÓW powinnaś mieć ze sobą w Stanach.

Dokumenty, które należy wysłać pocztą bądź dostarczyć osobiście to:
- referencje wraz z tłumaczeniami (w oryginale), w moim przypadku były to dwie referencje childcare i jedna character,
- formularze medyczne - medical declaration oraz medical form (w oryginale)
- fee sheet (w oryginale)
- zaświadczenie o niekaralności (w oryginale)
- międzynarodowe prawo jazdy (kopia)

Do dziewczyn, które noszą aparat ortodontyczny i będą miały go w Stanach - musisz wysłać jeszcze jeden dokument w oryginale:
- Medical Waiver
Wszystkie te dokumenty wysłałam na adres Agencji w Warszawie:

American Institute for Foreign Study (Poland)
ul. Wierzbowa 9/11
00-094 Warszawa

Do następnego!

9 mar 2017

Orientation przez internet?

Od 2017 roku każda Au Pair musi zrobić orientation przez internet. Jest to zrobione po to, aby wprowadzić i przygotować trochę każdą z przyszłych Au Pair na to co będzie na Orientation.

Jak wogóle wygląda ten kurs? Co zawiera? Można go nie zdać?

Zacznijmy od tego, że w Twojej aplikacji w sekcji "TO DO", czyli do zrobienia doszedł jeszcze jeden punkt nazwany: "Complete the pre-departure online training"


Jest to kurs, który należy zrobić, ponieważ inaczej nasz planowany wylot może nie dojść do skutku.

Gdy klikniemy w punkt Complete the pre-departure online training uruchomi nam się strona internetowa, należy się tam zalogować, po czym widzimy dwa kursy (ten po lewej jest dużo dłuższy od tego po prawej).



Po kliknięciu w kurs Pre-Departure Orientation Course zobaczymy aż 17 tematów do zrobienia.

Co zawiera temat?
Część z nich zawiera filmiki, artykuły i tak jak każdy temat quiz. Jest to po prostu kilka pytań na które należy odpowiedzieć. Po odpowiedzeniu na wszytskie pytania z danego quizu możemy zobaczyć ile procent otrzymamy. Fajne jest to, że gdy damy błędną odpowiedź, to kurs możemy zrobić jeszcze raz od razu. Możemy podchodzić do quizów tyle razy dopóki wynik nas usatysfakcjomuje.

Klikając na kurs po prawej o nazwie Preparing To Love in the US with Glossary sprawa jest znacznie prostrza, ponieważ widzimy jeden temat oraz quizzes.

Analogicznie do poprzedniego wykonujemy wszystkie zadania, ronimy temet nazwany quizzes i cały kurs jest wykonany.

Jeśli chodzi o kwestię czy jest możliwość, żeby go nie zdać, to wydaje mi się, że nie, ponieważ wielokrotnie możemy wykonywać dany quiz dopóki nie uzykamy 100%.

Cały kurs jest po angielsku, jednak jest on do ogarnięcia. Niektóre słówka, które mogą być Ci nieznane są zaznaczone i wystarczy w nie kliknąć, aby uzyskać opis słówka po angielsku. Nie jest to trudne, ale na pewno trzeba do tego przysiąść i zajmuje to trochę czasu.

Napewno skróci to Orientation, które jest już w Stanach Zjednoczonych, ponieważ lecimy z zarysem jakiś informacji, co ułatwi jego prowadzenie.

Nie ma czego się bać, to jest tylko kolejny krok, który należy wykonać, aby być bliżej celu.

Do następnego!

25 lut 2017

Rozmowa w Ambasadzie - jest czego się bać?

Odpowiedź na pytanie jest bardzo prosta - nie. Wiem co teraz pomyślisz... Łatwo mi mówić, bo mam to za sobą, czyż nie? Jednak już tak na poważnie, nie ma się czego bać, rozumiem, że jest to coś nowego, innego niż do tej pory, ale naprawdę nie ma czego się obawiać.
Sama w to nie wierzyłam czytając inne blogi, bałam się strasznie, nie mogłam nic jeść, ciągle zastanawiałam się nad tym jak właściwie będzie to wyglądać, czy wogóle dostanę tą wizę.

A teraz jak to się zaczęło...
13 lutego 2017 roku wypełniłam wniosek DS-160, wniosłam opłatę i umówiłam się internetowo na spotkanie w Ambasadzie USA w Warszawie 22 lutego na godzinę 10:30.
Z Zielonej Góry do Warszawy przyjechałam 21 lutego, tylko dlatego, że stresowałam się, że nie zdążę, że będą korki, że za późno wstanę.
22 lutego rano ustawiłam sobie trzy budziki, przy czym pierwszy na 7:45 (tak oszalałam), tylko dlatego, żeby nie zaspać, żeby się nie spóźnić, chociaż do Ambasady miałam 6 km z mieszkania, w którym nocowałam oraz auto, więc teraz tym bardziej nie rozumiem po co to wszystko, ale jak widać stres wziął górę. W sumie to się sobie nie dziwię, nie ważne co bym napisała i tak będziesz się denerwować, jak chyba każdy.

Na ulicy Pięknej 12 pod Ambasadą pojawiłam się o 10:15, wiesz nie chciałam się spóźnić, ale to chyba normalne.
Wchodzimy przez drzwi wskazane na obrazku:

Zdjęcie z Google Maps

Chciałam wejść za drzwi, ale przypomniało mi się, że należy wyłączyć telefon. Stojąc przy drzwiach, wyłączałam telefon i nagle otwiera mi Pani wyciągając do mnie rękę zapytała "telefon wyłączony?" odpowiedziałam, że tak pokazując telefon. Oddałam jej go, dopiero potem mnie wpuściła. 

Weszłam za drzwi, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to ogromna bramka, która ma piszczeć, gdy coś przenosimy. Obok bramki stał ochroniarz, a przy samych drzwiach po lewej stronie za długą ladą stał Pan, który tuż po wejściu poprosił mnie o paszport, oraz o podanie godziny na którą jestem umówiona. Grzecznie podałam mu paszport, powiedziałam, że na 10:30, znalazł moje nazwisko, uff udało się. Kazał mi ściągnąć kurtkę, pytał czy mam inną elektronikę powiedziałam, że nie. Zapytał także o zegarek i pasek, ani jednego ani drugiego nie posiadałam. Musiałam oddać kurtkę, dokumenty i portfel (czyli wszystko co miałam przy sobie) aby przejechało przez taśmę, ja w tym czasie miałam przejść przez bramkę. Przeszłam niepewna, myślałam, że kolczyki będą piszczeć, cokolwiek, ale nic. Wciąż ten sam Pan od pytań zadał mi kolejne pytanie, czy mam pendrive'a, odpwoiedziałam, że tak w portfelu, prosił o oddanie i położył w to samo miejsce, co mój telefon. Dostałam w zamian numerek "13", bez niego nie odzyskałabym telefonu ani pendrive'a, więc pilnuj go jak oka w głowie. ;)

Kolejnym krokiem jest przejście przez tzw. szklany korytarz. Jest to nic innego jak przejście wzdłuż namalowanych lini na kostce brukowej. Gdy jest zimno lepiej ubrać kurtkę, bo ten szklany korytarz jest szklany tylko od góry, tworząc zadaszenie, więc tak jakbyśmy przechodzili przez dwór. Na końcu szklanego korytarza mamy drzwi, a za nimi siedzi Pan ochroniarz, który wskazał mi drogę po wizę (trzeba było przejść za kolejne drzwi). Póki co wszystko po polsku, także nie ma czego się stresować.

Przeszłam za wskazane przez Pana ochroniarza drzwi, po czym moim oczom ukazała się ściana, na której była kartka ze strzałką wskazującą na znajdujące się po lewej stronie schody. Zeszłam jakby do piwnicy, a tam znów proszą mnie o paszport, ale także o potwierdzenie umówienia na spotkanie. Dwóch Panów wprowadzało coś w komputer, ja w tym czasie rozglądałam się po sali. Tuż za miejscem gdzie oddałam paszport i potwierdzenie była budka do zrobienia zdjęcia do wizy, kierując się w prawo były okienka przy których stali ludzie, podobnie jak na poczcie. Odwracając się za siebie zauważyłam w oddali wieszaki z kurtkami. Po chwili odzyskałam swój paszport z naklejką na tylnej okładce, było tam moje imię i nazwisko, rodzaj wizy oraz kod kreskowy. Kazano mi stanąć na czarno-żółtej linii w oczekiwaniu na wezwanie do jednego z pierwszych okienek. Nie czekałam zbyt długo, do okienka zaprosiła mnie Pani szerokim uśmiechem, gdy była już wolna. Podeszłam więc do okienka, zostałam poproszona o paszport i wniosek DS-2019, zapytała się mnie również w jakim celu będę jechać do Stanów, odpowiedziałam, że jako Au Pair, na co Pani zareagowała szerokim uśmiechem podając mi broszurę z obowiązującymi mnie prawami na terenie USA. Miałam się zapoznać z nią, a ona w tym czasie wprowadzi dane do komputera. Zaczęłam czytać, przeczytałam półtora strony, po czym Pani powiedziała, żebym przeszła obok i poczekała aż mój numerek wyświetli się nad którymś okienkiem. Przykleiła mi numerek A102. Nie było dużej kolejki więc stanełam z boku i czekałam.

W pewnym momencie usłyszałam dzwonek i mój numerek pojawił się nad okienkiem numer "6". Podeszłam z uśmiechem na twarzy i powiedziałam "dzień dobry", odpowiedziała mi Pani z szerokim uśmiechem na twarzy również po Polsku, nie dało się ukryć, że jest Amerykanką. 
Czas na odciski palców, więc najpierw kazała mi przyłożyć cztery palce lewej ręki, potem cztery palce prawej ręki, a na końcu oba kciuki. Po kilkunastu sekundach powiedziała, że teraz muszę uzbroić się w cierpliwość i poczekać, aż mój numerek A102 pojawi się nad którymś ze stanowisk. Powiedziała, że będzie to stanowisko 7 lub 8, powtarzając mi te liczby dwukrotnie. Podziękowałam i poszłam zająć jakieś miejsce, gdy wyłoniłam się zza długiego stoiska z wieszakami, na których wisiały kurtki, zauważyłam kilkadziesiąt krzesełek poukładanych koło siebie w kilku rzędach. Nie było prawie miejsca. Usiadłam na końcu koło jakiejś dziewczyny, która ubiegała się o wizę turystyczną.

I teraz oczekiwanie... Chyba najgorszy moment, który trzeba przetrwać. Gdy zajęłam swoje miejsce wyświetlały się numerki A074 i A075, stwierdziłam więc, że trochę to potrwa. Z nudów przeczytałam broszurkę z prawami dla Au Pair, przejrzałam swoje dokumenty, przewertowałam paszport. Gdy już to wszytsko zrobiłam zaczęłam się rozglądać po całym pomieszczeniu. Okienka do których podchodzili ludzie były zasłonięte przenośną ścianką w kolorze chyba niebieskim, o ile dobrze pamiętam. Po prawej stronie w kącie dzieci miały miejsce do zabaw, więc im nie nudziło się aż tak bardzo jak dorosłym. Za mną znajdował się automat z zimnymi napojami. Przede mną wisiał telewizor w którym puszczali w kółko te same strony z poradami itp. Nic ciekawego, nawet tego nie oglądałam, patrzałam tylko na reakcje ludzi wychodzących zza ścianki z rozmowy z konsulem. Wydaje mi się, że wszytskie osoby przede mną dostały wizę, ponieważ każdy wychodził zadowolony.

Znów słyszę dzwonek, tak to moja kolej. Wstałam, myślałam, że zaraz zemdleję, ale udało mi się podejść do okienka numer "8". Podeszłam z uśmiechem na twarzy i jak przy każdym okienku powiedziałm "dzień dobry". Konsul z kamienną twarzą powiedział, abym poczekała chwilę. Przeglądał z jakąś Panią dokumenty. Zaczęłam rozglądać się dookoła, nie było za bardzo na co patrzeć, za mną ścianka, przede mną mur do wysokości pępka z parapetem i szyba do sufitu. Za szybą siedzący przed komputerem konsul z kamienną twarzą, nie wyrażał żadnych emocji. Na parapecie położyłam swój paszport, dokumenty oraz portfel. Czekałam i czekałam te 30 sekund przeglądania przez niego papierów to było najdłuższe 30 sekund w moim życiu.

Czas zacząć rodzmowę...
Poprosił mnie o paszport (póki co po polsku) spojrzał na naklejkę z tyłu paszportu i zauważył, że chodzi o wizę J-1. Poprosił mnie więc o wniosek DS-2019 i zaczął zadawać pytania po angielsku.
Na ile lecę? Odpowiedziałam, że na rok.
Jakie mam doświadczenie w opiece nad dziećmi? Wymieniłam dzieci którymi się zajmowałam.
Gdzie lecę? Powiedziałam Arlington. Na co on "Near Washington, DC?" Odpowiedziałam, że tak.
Co robię teraz? Co zamierzam robić po powrocie? Tu powiedziałam, że teraz studiuję, jednak to nie jest to, co chciałabym studiować, chcę podszkolić mój angielski i wrócić na studia.

Gdy zadawał te pytania miał kamienną twarz, nawet na mnie nie spojrzał, cały czas zapisywał wszystko na komputerze. Starałam się tym nie stresować. W pewnym momencie oderwał wzrok z monitora, spojrzał na mnie i powiedział: "Your visa is approved, have a nice day." W tym momencie nawet się uśmiechnął, powiedziałam tylko "thank you, have a nice day too" i dał mi kartkę z informacją w jaki sposób zostanie wysłany mój paszport z wizą i wniosek DS-2019.

Tak naprawdę nie było czego się obawiać, myślałam, że pytania będą trudniejsze, że czegoś nie zrozumiem, ale wszystko się udało.

Ja wzięłam ze sobą teczkę ze wszystkimi dokumentami jakie miałam, nie wiedziałam co się przyda. Wystarczył tylko paszport i wniosek DS-2019. 

Teraz sama z siebie się śmieję, że tak bardzo się denerwowałam. To nie jest takie straszne na jakie wygląda. Wszyscy w Ambasadzie byli naprawdę mili, uśmiechali się, z wyjątkiem kamiennej twarzy konsula, jadnek wydaje mi się, że on nie może dać po sobie poznać czegokolwiek. Potem okazało się, że nawet się uśmiecha, więc wszytko w porządku. 

Nie ma czego się obawiać!

Do następnego!

24 lut 2017

Trzeba jeszcze tyle załatwić... coraz bliżej do wylotu do USA :)

Wiza - temat, który przeraża wszystkich...
Ja sama bałam się tak bardzo, że nie mogłam nic jeść, teraz nie wiem dlaczego aż tak się denerwowałam, nie było czego się bać.
Teraz może od początku, jak to wszystko wyglądało, czego potrzebujemy, itp.

Od czego zacząć?

Zacznijmy od tego, że po znalezieniu i zatwierdzeniu Perfect Match'a dostaniesz pocztą dokumenty z Agencji.

W środku powinnaś znaleźć:

- wniosek DS-2019,
- potwierdzenie płatności SEVIS I-901,
- list Confirmation of Placement,
- list do Au Pair,
- ważne informacje: US Department of State Au Pair Program Regulations (trzy strony),
- broszurę Au Pair Exchance Program (również trzy strony),
- Visa Pack Contents (czyli co powinna zawierać koperta),
- zdjęcie jak powinna wyglądać Twoja wiza,
- dwie strony jak uzupełnić wniosek o wizę na stronie ambasady (How to Complete your Visa Application Forms)

Gdy otrzymasz już wszytskie te dokumenty pora uzupełnić wniosek o wizę (DS-160). Trzeba uzbroić się w cierpliwość, ponieważ jest tam masa pytań. (zaczynamy od tego)

Cały ten wniosek uzupełniamy na podstawie tego "jak uzupełnić wniosek o wizę", który dostajemy od Agencji.



Po wypełnieniu wniosku o wizę zakładamy konto TU, wpłacamy pieniądze za wizę 160$ (w złotówkach mi wyszło 656 zł), potem umawiamy się na spotkanie (spokojnie można to zrobić przez internet, nie trzeba płacić za rozmowę przez telefon). Po wyznaczeniu terminu i godziny nie pozostaje Ci nic innego jak przygotować dokumenty i jechać na wyznaczone spotkanie w Ambasadzie.

W następnym poście opiszę przebieg rozmowy w Ambasadzie USA w Warszawie, którą odbyłam 22.02.2017r.

Do następnego!