20 maj 2017

Jak wygląda praca Au Pair ?

Każdy z moich dni jest dość podobny, pracuję od poniedziałku do piątku, weekendy mam wolne, jednak jeśli bardzo zależy Ci na wolnych weekendach, to rozmawiając z rodzinką musisz po prostu się dowiedzieć jak to wygląda u nich. Zacznijmy od początku...
Codziennie budzik dzwoni mi o 7 rano, zanim wstanę z łóżka jest około godziny 7:10, poranna toaleta, ubranie się i wybija 7:30 - czas iść na górę ( tak mieszkam w basement, ale mam duże okno w pokoju ) zazwyczaj dzieci schodzą na dół do kuchni, czasem muszę iść i powiedzieć im, że czas już wstawać. Będąc już w kuchni w pierwszej kolejności robię śniadanie dla dzieci, zazwyczaj jest to chleb/bajgel/bułka z masłem/dżemem/serem do tego zawsze dostają jakiś owoc ( jabłko/kawałek arbuza/banan ), i jeszcze albo woda/mleko/sok. Gdy dzieci zaczynają już jeść szykuję im podobną kanapkę do szkoły (pytam ich na co mają ochotę), do takiej kanapki dorzucam im owoc tak jak wyżej, marchewkę, lub jakieś warzywo i dodatkowo batonik musli czy coś podobnego. Czasem zdarza się, że chcą coś oprócz tego (zdarza się to bardzo rzadko) jest to jakaś sałatka, którą mamy w lodówce, jakiś makaron, zależy na co mają ochotę. Sprawdzamy plecaki, pakujemy śniadaniówki i zazwyczaj jest już wtedy koło 8:15. Dzieci biorą miski dla psów (mamy dwa psy), nakładają im karmę, ja dolewam świeżej wody i około 8:25-8:30 wychodzą z psami dosłownie na chwilę i około 8:40 czasami chwilę później przyjeżdża autobus pod sam dom, także nie mają daleko. Od około 8:55 mam już czas wolny na śniadanie czy cokolwiek.
Po południu dzieci wracają około 15:45-16:00 zależy czy wracają autobusem czy muszę po nich pojechać (jechać po nich muszę dwa razy w tygodniu, chyba, że coś komuś wypadnie jak wizyta u dentysty, albo cokolwiek podobnego). Wtedy jedzą coś na szybko, zazwyczaj jest to coś z mikrofali, albo to co rano. Po szybkim posiłku zaczynamy jeździć na zajęcia dodatkowe. Zazwyczaj zaczynają zajęcia około 16:30-17:00 i kończą wszystkie około 18:00-19:00 są chyba dwa takie dni, kiedy kończą później, ale wtedy zazwyczaj ktoś ich odwozi.
Tak naprawdę na tym moja praca się kończy... Raz na dwa, trzy miesiące moi hości wychodzą na kolację dla dorosłych, więc w ten jeden dzień pilnuje ich dłużej, do moich obowiązków należy wtedy pilnowanie żeby nic im się nie stało - to chyba oczywiste, ale też mam sprawdzić czy dzieci umyły zęby i położyły się najpóźniej o 22:00, oni wracają około 22:30.

Godziny pracy w dużej mierze zależą od wieku i ilości dzieci oraz tego jak bardzo samodzielne są. Wydaje mi się, że wolne weekendy pozwalają na podróżowanie, ale także na odpoczynek, który naprawdę się przydaje podczas bycia Au Pair. Dzieci potrafią wyssać całą energię, albo nią zarażać.

A teraz na koniec coś, co powiedziałabym sobie podczas szukania rodzinki (wtedy niewiele wiedziałam, czasem było mi głupio):
Zawsze pytaj o przykładowy grafik, rozmawiaj z dziećmi na Skypie, aby jak najlepiej je poznać, pytaj o auto, o paliwo, o czas wolny, o zwierzęta, o to czy będziesz musiała sie nimi zajmować, nie zapomnij spytać czy lubią wychodzić gdzieś sami, czy wyjeżdżają gdzieś na wakacje, co lubią robić w wolnym czasie itp. Może nie wszystko na pierwszej rozmowie, ale z czasem pytaj o jak najwięcej, żeby potem nie było niepotrzebnych niedomówień, albo rematchu.

Póki co nie mam co narzekać, rodzinka trafiła mi się naprawdę fajna, mają swoje minusy jak każdy, ale to może być naprawdę fajny rok z nimi.


Do następnego!

16 maj 2017

Pierwszy raz

Po przylocie tu okazało się, że całkiem dużo tych 'pierwszych razy' przede mną, a niektóre już za mną.

Zacznijmy od tego, że pierwszy raz leciałam samolotem - nie było tak źle, start był jak najbardziej ok, lot dłużył mi się bardzo, posiłki nie do końca smaczne, lądowanie trwało 40 minut i tak jak wcześniej pisałam przypominało ciągłe spadanie z najwyższego punktu podczas huśtania się.
Pierwszy raz jestem tak daleko od domu - wszystko fajnie, za granicą byłam kilka razy, ale co z tego... Świadomość tego, że to około 7000 km drogą przez Ocean - lekko przerażające.
Pierwszy raz będę zdana tylko na siebie przez tak długi czas, będę musiała załatwiać wszystko sama w innym języku (wcale tak dobrze nie mówię po angielsku).
Pierwszy raz będę musiała posługiwać się językiem, który nie jest moim ojczystym prawie 24h (pomijając oczywiście rozmowy z rodziną itp.)
Pierwszy raz nie będę spędzać z mamą tak dużo czasu (okay przecież będę z nią rozmawiać, ale to nie to samo, bo mamy dobre relacje).
Pierwszy raz nie będę tak długo widzieć się z narzeczonym (pomijając fakt, że ma przylatywać, jednak to duża zmiana).
Pierwszy raz nie będę widywać się z rodzeństwem i tatą praktycznie codziennie.
Pierwszy raz nie będę przytulać się do mojego psa prawie codziennie, a ona biedna nie będzie wiedziała o co chodzi i dlaczego mnie nie ma.
Pierwszy raz mieszkam z tak naprawdę obcymi mi ludźmi (przecież znamy się tylko z rozmów na Skypie i maili).
Pierwszy raz jeździłam większym autem (do tej pory jeździłam niskimi, małymi i zwinnymi autami).
Pierwszy raz musiałam spakować się w ograniczoną kilogramowo walizkę na tyle czasu, ale udało się.
Pierwszy raz jadłam steka, tak do tej pory nie odważyłam się na zjedzenie steka.
Pierwszy raz zatęskniłam za polskim chlebem, tutaj każdy jest albo słodki, albo tostowy.
Pierwszy raz zrozumiałam ludzi, którzy wplatają do polskiego angielskie słówka, lub na odwrót. Złapałam się na tym kilka razy jak cały dzień rozmawiałam po angielsku (przynajmniej starałam się), a potem rozmawiałam z moją rodziną i zapomniałam kilku słów w polskim i mój mózg automatycznie chciał użyć angielskiego słówka.
Pierwszy raz nie spędzę świąt w gronie rodziny.
Pierwszy raz ze wszystkim będę musiała radzić sobie sama, oczywiście mogę zapytać Hostów o to jak coś zrobić, jednak większość dnia nie ma ich w domu, więc będę zdana na siebie.


Napewno o czymś jeszcze zapomniałam, jednak tych "pierwszych razy" będzie naprawdę sporo, ale jakoś trzeba sobie z tym wszystkim dać radę.

Do następnego!

14 maj 2017

Po przyjeździe do Host Family musimy jeszcze załatwić trochę rzeczy...

Jesteśmy u Host Family, nasz angielski nie jest na nie wiadomo jak dobrym poziomie, a musimy jeszcze załatwić kilka rzeczy i do tego jeszcze po angielsku. Na szczęście nie jest to takie straszne na jakie wygląda.
Co musimy załatwić?
- konto w banku ( ja założyłam konto w Wells Fargo, poszłam z ich poprzednią Au Pair, więc poszło całkiem szybko )
- Social Security Number ( jest on potrzebny, żeby potem rozliczyć się z podatku w USA, trzeba wypisać wniosek, wziąć ze sobą paszport z DS, przy okienku potwierdzić swoje dane i po kilku dniach przychodzi pocztą Social Security Card )
- prawo jazdy ( jeszcze do niego nie podchodziłam, ale w każdym Stanie jest inny okres czasu na wyrobienie prawa jazdy, musimy podejść do egzaminu teoretycznego, który robimy na komputerze, jak i praktycznego, możemy jechać swoim autem na egzaminie także wydaje mi się, że jeśli ktoś szybko ogarnie auto, którym ma jeździć bez problemu da sobie radę )
- szkoła : 6 kredytów ( wyjeżdżając jako Au Pair jesteśmy zobowiązani do ukończenia 6 kredytów w college'u albo na uniwersytecie jest to około 72 godzin i mamy do wydania na to od Hostów $500, jeśli weźmiemy droższe kursy możemy dopłacić z własnej kieszeni )

To są najważniejsze rzeczy, które musimy załatwić po przyjeździe w jak najkrótszym czasie. Oczywiście jeśli chodzi o kredyty zajmie to trochę czasu, ale im szybciej się za to zabierzesz tym szybciej skończysz i skupisz się na innych rzeczach.

Do następnego!

12 maj 2017

Przyjazd do Host Family

Po orientation przyjechałam pociągiem do Host Family. Pamiętam, że wysiadłam z tymi dwoma walizkami, z dokumentami i plecakiem. Przyjechali wszyscy, jednak było tak późno, że chłopiec zasnął w aucie. Do domu przyjechaliśmy koło północy, od razu poszliśmy spać. Był to długi i stresujący dzień. Następnego dnia wstałam razem z poprzednią Au Pair, po to, żeby sprawdzić jak to wszystko wygląda. Dzieci zazwyczaj jeżdżą do szkoły autobusem, więc rano trzeba im zrobić tylko śniadanie i lunch do szkoły. Potem gdzy dzieci wrócą autobusem ze szkoły, dostają snacki i jedziemy na zajęcia dodatkowe. Przychodzi wieczór, rodzice wracają z pracy, jemy kolację i tak mija prawie każdy dzień. Weekendy mam wolne, więc w zeszłym tygodniu pojechałam z ich poprzednią Au Pair do Waszyngtonu. Było naprawdę fajnie, nie sądziłam, że może mi się tam aż tak spodobać.

Jestem u rodzinki troszkę ponad tydzień i póki co wydają się być naprawdę fajni. Zobaczymy jak będzie to wszystko wyglądać później, ale bądźmy dobrej myśli ! :) Następny post pojawi się w ten weekend. Będzie on zbiorem wszystkich rzeczy, które należy załatwić po przylocie do Host Family.
Jeśli macie pytania - piszcie ! :)

Do następnego!

7 maj 2017

Wysiadamy z samolotu i co dalej ?

Zacznijmy od tego, że lot był naprawdę długi (leciałam 9 godzin i 15 minut), z racji tego, że był to mój pierwszy lot, to nie do końca wiedziałam czego się spodziewać.
Żegnanie się z rodzicami do najłatwiejszych nie należało, ale skoro postanowiłam, że lecę, no to lecę. Kilka razy płakałyśmy z dziewczynami, weszłyśmy już do miejsca gdzie sprawdzali walizki, więc to był ostatni raz jak ich widziałam zza szyby. Pan na lotnisku posprawdzał wszystko, poprzekładał to co trzeba było. Udało się - przeszłyśmy! Ciężko było mi z myślą, że widziałam ich na żywo ostatni raz... Poszłyśmy na ostatnią kontrolę wizy i weszłyśmy do rękawa. Chwile później znalazłyśmy się w  zatłoczonym samolocie. Znalazłyśmy swoje miejsca, odłożyłyśmy bagaż podręczny do góry i usiadłyśmy. Wtedy zaczęło docierać do nas, że już nie ma odwrotu, że to się dzieje naprawdę.
Wystartowaliśmy, nie było tak źle. Lot naprawdę się dłużył, posiłki nie były do końca smaczne. Mieliśmy lądować, to było chyba najgorsze z całego lotu, to było takie uczucie jak huśtanie się na huśtawce, gdy z tego najwyższego punktu spadacie, tylko, że to spadanie trwało 40 minut.

Wylądowałyśmy w Nowym Jorku, wychodzimy na lotnisko i znowu sprawdzanie paszportu i wizy. Podczas sprawdzania trzeba było przyłożyć cztery palce z lewej ręki, potem kciuka, czas na prawą rękę, cztery palce i kciuk. Potem trzeba było patrzeć w kamerkę, żeby sprawdzić czy wszystko sie zgadza. Następnie trzeba było znaleźć swój bagaż na taśmie i iść za tłumem ;) Gdy wyszłyśmy to zauważyłyśmy kartkę Au Pair in America, sprawdzili nas na liście i musiałyśmy chwile poczekać. Przyjechał po nas wielki czarny autobus i zawiózł do hotelu Double Tree Hilton w Tarrytown. Tam po raz kolejny prosili o nasze paszporty, żeby dać nam klucze do pokoju, poczęstowali nas wodą i owocami. Poszłyśmy do swoich pokoi, chwile pózniej przynieśli nam nasze duże bagaże i mogłyśmy iść spać ( w hotelu byłyśmy późno wieczorem, nasz samolot wylądował dopiero o 20:15 czasu nowojorskiego).

Następnego dnia miałyśmy pobudkę o 6:30 i śniadanie, a potem Orientation, aż do pory lunch'u. Orientation było bardzo męczące, bo siedziałyśmy cały czas w jednym miejscu, słuchając tego co już powinnyśmy wiedzieć. Lunch był o 12:00, każda z nas była głodna, na szczęście jedzenie było naprawdę wporządku. Potem znów na Orientation, było całkiem zabawnie, ponieważ Sandee, która je prowadziła, starała się nas rozbawiać. Około godziny 16:30 miałyśmy wsiąść do autobusu, żeby jechać na wycieczkę po Nowym Jorku. Była to najszybsza wycieczka jaką kiedykolwiek miałam. Jeśli rodzinka tej wycieczki nie wykupi a mieszkacie całkiem blisko Nowego Jorku to nie warto za to płacić $85. Większość wycieczki była w autobusie. Zatrzymaliśmy się na Top of the rock, żeby wejść na górę, ale mieliśmy na to tylko 25 minut. Potem zatrzymaliśmy sie na Time Square i mogłyśmy tam być 20 minut. To wszystko robi duże wrażenie, ale było zdecydowanie za mało czasu na to wszystko. Ostatni przystanek to był widok na Statułę Wolności i Nowy Jork.
Po tym wszystkim wróciliśmy do hotelu na wieczór, poszłyśmy spać i następnego dnia znów pobudka o 6:30. Zjadłyśmy śniadanie i miałyśmy pierwszą pomoc i ta część akurat była dość ciekawa, bo nie o wszytskim wiedziałam. Tu wyglada to troszkę inaczej niż w Polsce. Potem Lunch o 12:15 i ostatnia część Orientation, a potem wsiadałyśmy do autobusów, żeby jechać na lotniska, albo na pociąg do Host Family.

Całe Orientation było rozszerzeniem tego, co mamy do zrobienia w internecie zanim wylecimy. Było dość ciężkie, bo każda z nas była zmęczona, czasem było zabawnie.

Jeśli macie jakieś pytania to śmiało możecie pisać, napewno odpiszę.

Do następnego!