27 lip 2017

Czy agencja może mieć Cię gdzieś? Oczywiście ...

Myliłam się... Rodzinka wcale nie była taka idealna, a agencja ? Okazała się być niepomocna. Nikogo nie interesuje, że wsadziłam w ten program tyle kasy, swój czas i chęci. Może zacznijmy od początku ...
Przyjechałam do rodzinki i wszystko było cudowne, każdy się uśmiecha, pyta "How are you?", dzieci uśmiechają się, wykazują zainteresowanie, pokój ze zdjęciami mojej rodziny wszystko ładnie pięknie, ale chyba to wszystko zbyt mocno przypomina American Dream. No halo normalne życie przecież tak nie wygląda... Pierwsze dwa tygodnie wyglądały tak jak powinny, praca maksymalnie 45 godzin tygodniowo nie więcej niż 10 godzin dziennie, dzieci też kochane, chcą się bawić, pokój przytulny, host rodzice pytający, czy wszystko Ok, czy czegoś nie potrzebuję, jadaliśmy kolację razem, lodówka pękała w szwach, pozwalają mi brać wszystko na co mam ochotę, pieski też fajne, bardzo się cieszyły na mój widok. Dwa tygodnie minęły, przez ten czas przewinęło się kilka bóli brzucha, ale to przecież normalnie inne jedzenie i te sprawy... potem hości zapomnieli mi dać na paliwo co tygodniowe 15$, pomyślałam, że zapomnieli, dadzą mi następnym razem, nie dali... Dzieci nie chciały się słuchać, pomyślałam, że przecież mają gorszy okres, zdarza się. Potem hostka zaczęła mieć problem z odpisywaniem na moje pytania, pomyślałam, że przecież jest zajęta. Psy zaczęły załatwiać się w domu, myślałam, że jak na właścicieli przystało wyjdą z nimi chociaż dwa razy dziennie, myliłam się. Auto wciąż na rezerwie pod koniec tygodnia, a jeździłam tylko z dziećmi. Z dnia na dzień zaczęłam coraz bardziej otrząsać się z tego American Dream, miałam wrażenie, że zmierza ku American Nightmare. Po pierwszym miesiącu stwierdziłam, że ciężko jest płacić za swoje jedzenie z marnej wypłaty Au Pair, próbowałam troszkę przyoszczędzić na czym się dało. Pracowałam kilka dni powyżej 10 godzin dziennie, byłam zmęczona i nie nikt mi za to nie płacił dodatkowo. Jeździłam z koleżanką jej autem tylko dlatego, żeby nie dopłacać za paliwo, żeby dojechać do sklepu i spowrotem, bo ledwo starczało na jazdę z dziećmi. Dzieci zaczęły naprawdę zachowywać się jak małe diabły. Na początku dziewczynka miała zakaz używania telefonu, mogła używać go tylko chwilę dziennie w domu przy hostach, potem dostawała go jak była ze mną po to, żeby opowiadać mamie co się dzieje. Pojechaliśmy na zajęcia z golfa, okazało się, że mała nie wzięła butów, pytałam czy jest jakiś problem z tym, że nie ma tych konkretnych, powiedzieli mi, że może być w tych. Ucieszyłam się, bo byłam głodna i chciałam pojechać z koleżanką zjeść śniadanie. Jechałyśmy w aucie (byłyśmy jakieś 20 minut od golfa) i hostka do mnie napisała smsa, że muszę przywieźć małej buty na zajęcia, na co ja napisałam, że teraz mam chwilę wolnego i chciałabym coś zjeść(bo u nich w  domu nie było nic na śniadanie, czasem nawet dzieci nie miały co jeść i jadły imitacje chleba z masłem), powiedziałam jej, że jestem tak daleko, że stracę całą tą przerwę na jazdę w kółko. Ona pracująca w domu stwierdziła, że przywiezie te buty, po czym po powrocie z golfa do domu wzięła mnie na rozmowę, że nawet w godzinach mojej przerwy muszę stawiać ich rodzinę na pierwszym miejscu. Nie powiem, ale nie spodobało mi się to, szanujmy swój czas, nie mogę być w pracy 24 godziny na dobę... Potem mała zaczęła mi dogryzać, wyzywać mnie, porównywać do najgorszego, naśmiweała się, nic nie chciała robić, zjedzenie śniadania zrobionego przeze mnie było ogromnym problemem, wolała robić sobie sama masę rzeczy i rozwalać wszystko wokół, żebym tylko po niej sprzątała. Hości jadali kolację sami z dziećmi, nie zapraszali ani nie wołali mnie na kolację tak jak przez pierwsze dwa tygodnie. Zostawiali wszystko po kolacji rozwalone i do posprzątania dla mnie rano. Specjalnie nie używałam zmywarki tylko zmywałam ręcznie po dzieciach, a oni zostawiali zmywarkę z brudami do tego brudy w zlewie i na stole. Zaczynałam się denerwować, ale co miałam zrobić, przecież to są moje obowiązki...
Nadszedł dzień, który przesądził o wszystkim. Cały czas mała próbowała ze mną dyskutować. Tego dnia miała posprzątać swój pokój. Po powrocie z zajęć pozwoliłam jej chwilę odpocząć i powiedziałam, że już czas iść do góry i zacząć sprzątać swój pokój. Powiedziała, że jeszcze chwilę, po jej słowach chłopiec, którym się opiekowałam zaczął z nią dyskusję, że on ustawi czas na 10 sekund i wtedy ona pójdzie sprzątać. Minęło te 10 sekund nawet kilka więcej i powiedziałam, że już naprawdę czas iść do góry i zacząć sprzątać, bo mama tak kazała. Na co mała powiedziała, że nie będzie sprzątać. Poszłam do góry i zaczęłam ogarniać pokój wywalając do worka masę śmieci(cały pokój był zawalony, ciuchy czyste z ciuchami brudnymi, zabawki, koce, kartki, śmieci, biżuteria, dosłownie wszytsko co można znaleźć w pokoju 10 latki było na podłodze i łożku wymieszane), po chwili przyleciała do swojego pokoju i zaczęła się drzeć, że mam zostawić jej rzeczy, na co ja jej odpowiedziałam, że nie chciała sprzątać to ja miszę to zrobić, bo mama kazała a potem przychodzą goście. Po tych słowach wpadła w panikę i wzięła jeden worek ze śmiećmi i zamachnęła się nim z całej siły i mnie uderzyła. Wstałam i powiedziałam, że w takim razie ma sama zacząć sprzątać. Ona powiedziała, że nie, no to ja zabrałam się za wyniesienie śmieci z jednej części pokoju pod drzwi, ona wstała i podleciała do mnie z całej siły jaką miała uderzając mnie w miejsce miedzy mostkiem a żebrami, po tym powiedziałam jej, że nigdy więcej nie podniesie na mnie ręki, schodząc na dół pisałam smsa do hosta o treści "uderzyła mnie dwa razy, to już za dużo..." weszłam do swojego pokoju i zaczęłam pakować swoje rzeczy. W trakcie pakowania zadzwoniłam do koleżanki czy będzie mogła mnie w razie coś przenocować. Po chwili dostałam smsa zwrotnego od hosta, że wraca do domu. Zanim on wrócił zdążyłam się spakować. Czekałam na koleżankę (nie wiedziałam wtedy, że host jest w domu) ona zadzwoniła do drzwi, więc pobiegłam otworzyć a na kanapie obok drzwi wejściowych leżał host i próbował zasnąć. Po tym wszystkim wiedziałam, że to nie ma sensu. Zabrałam swoje wszystkie rzeczy wychodząc tylnym wyjściem i pojechałam z koleżanką do niej. Zadzwoniła do mnie Pani z agencji APIA i pytała co się wydarzyło. Opowiedziałam jej to wszystko i powiedziała, że lepiej będzie jak tą noc spędzę u koleżanki (nikt nie wiedział, że zabrałam wszystkie swoje rzeczy). Następnego dnia zadzwoniła do mnie Pani z agencji i powiedziała, że mała powiedziała, że to ja ją uderzyłam. Ja jej powiedziałam, że mam smsa, że posałam do hosta w tej sprawie, że to ona mnie uderzyła i to dwa razy. Powiedziała, że muszą to wyjaśnić i zadzwonią później. Czekałam dwa dni( wciąż mieszkając u koleżanki) w końcu odbieram od niej telefon i ona mówi, że będą musieli dać mnie w remach, zgodziłam się, bo co innego mi pozostało. Chwile pózniej zadzwoniła i powiedziała, że mała zmieniła zeznania. Wszystko fajnie pięknie czekam na ten remach i czekam. Piszę maile czekam na odpowiedź. W końcu kilka dni pózniej dzwoni do mnie ta sama Pani z agencji informując, że mam jak najszybciej opuścić teren Stanów Zjednoczonych, pytam ale jak, dlaczego? Co z moim remachem? A ona twardo na swoim, że mam opuścić teren Stanów Zjednoczonych. Zapytałam co w sytuacji, kiedy nie mam pieniędzy bo od tygodnia mieszkam u koleżanki i nikt mi za to nie płaci. Ona na to, że niech rodzice z Polski zapłacą mi za bilet i mam wracać. Ja odpowiedziałam, że moi rodzice nie mają pieniędzy na takie coś. Stwierdziłam, że mogę tu zostać u koleżanki i sama czegoś poszukam. Pani z Agencji znalazła mi bilet wysyłając go mailem (kwota biletu to 1043$) i napisała, że tyle właśnie mam zapłacić agencji. Ja jej odpisałam, że nie mam skąd wziąć takich pieniędzy i w takim razie nie wsiądę do tego samolotu. Ona napisała, że muszę opiścić teren USA, a ja jej odpisałam, że nie mam takich pieniędzy. Koniec końców, napisała żebym tylko wsiadła w ten samolot do domu i tyle. Tak niestety zrobiłam po 2,5 miesiącach w Stanach.

Wiem tylko tyle, że moja ex host rodzinka dwa dni pózniej miała już kogoś na moje miejsce, jakbym nie istniała. Okazało się też, że hostka była w stałym kontakcie z agencją, narzekając na wszystko. Wiem też, że jako potencjalna host rodzina nie mają w papierach remachu, więc są czyści. Tak sobie pięknie wszystko załatwili...

Coś o rodzince...
Mieszkają w Arlington, VA koło Waszyngtonu, DC
Dwójka rodziców (host i hostka)
Dwójka dzieci : chłopiec J.(nie wiem czy mogę podać imię) - 8 lat skończył w Maju 2017, dziewczynka J. - 11 lat skończy w Grudniu 2017.
Mają dwa psy; labrador i mieszaniec, mają też rybkę w kuchni(chociaż nie wiadomo czy nie zdechła jak nikt jej nie karmił)
Mieszkają w dużym domu w North Arlington, mają auto dla Au Pair i tylko 15$ na paliwo.

Pięknie się przedstawili i fajnie wyglądali. Okazało się po przyjeździe ze dostałam zbiór zasad. Miałam nie mieć curfew a miałam na auto. Nie mogłam jechać dalej niż do 30 mil od domu. Mieli mi dawać na paliwo, żeby wystarczało, a ledwo starczało na wożenie dzieci. Miałam jadać z nimi kolację, ale potem jakoś o tym zapomnieli. Mieli kupić mi coś do jedzenia jakbym chciała a sama musiałam kupować za swoje. Dużo by wymieniać...

Pamiętaj najważniejsze pytania zadawaj mailowo, żeby mieć odpowiedź czarno na białym. Pytaj o wszystko i się nie bój, Amerykanie pięknie potrafią kłamać(nie wszyscy, ale wiesz o co mi chodzi). Bądź podejrzliwa i sprawdzaj wszystko, często mijają się z prawdą.

Do następnego !