Po przylocie tu okazało się, że całkiem dużo tych 'pierwszych razy' przede mną, a niektóre już za mną.
Zacznijmy od tego, że pierwszy raz leciałam samolotem - nie było tak źle, start był jak najbardziej ok, lot dłużył mi się bardzo, posiłki nie do końca smaczne, lądowanie trwało 40 minut i tak jak wcześniej pisałam przypominało ciągłe spadanie z najwyższego punktu podczas huśtania się.
Pierwszy raz jestem tak daleko od domu - wszystko fajnie, za granicą byłam kilka razy, ale co z tego... Świadomość tego, że to około 7000 km drogą przez Ocean - lekko przerażające.
Pierwszy raz będę zdana tylko na siebie przez tak długi czas, będę musiała załatwiać wszystko sama w innym języku (wcale tak dobrze nie mówię po angielsku).
Pierwszy raz będę musiała posługiwać się językiem, który nie jest moim ojczystym prawie 24h (pomijając oczywiście rozmowy z rodziną itp.)
Pierwszy raz nie będę spędzać z mamą tak dużo czasu (okay przecież będę z nią rozmawiać, ale to nie to samo, bo mamy dobre relacje).
Pierwszy raz nie będę tak długo widzieć się z narzeczonym (pomijając fakt, że ma przylatywać, jednak to duża zmiana).
Pierwszy raz nie będę widywać się z rodzeństwem i tatą praktycznie codziennie.
Pierwszy raz nie będę przytulać się do mojego psa prawie codziennie, a ona biedna nie będzie wiedziała o co chodzi i dlaczego mnie nie ma.
Pierwszy raz mieszkam z tak naprawdę obcymi mi ludźmi (przecież znamy się tylko z rozmów na Skypie i maili).
Pierwszy raz jeździłam większym autem (do tej pory jeździłam niskimi, małymi i zwinnymi autami).
Pierwszy raz musiałam spakować się w ograniczoną kilogramowo walizkę na tyle czasu, ale udało się.
Pierwszy raz jadłam steka, tak do tej pory nie odważyłam się na zjedzenie steka.
Pierwszy raz zatęskniłam za polskim chlebem, tutaj każdy jest albo słodki, albo tostowy.
Pierwszy raz zrozumiałam ludzi, którzy wplatają do polskiego angielskie słówka, lub na odwrót. Złapałam się na tym kilka razy jak cały dzień rozmawiałam po angielsku (przynajmniej starałam się), a potem rozmawiałam z moją rodziną i zapomniałam kilku słów w polskim i mój mózg automatycznie chciał użyć angielskiego słówka.
Pierwszy raz nie spędzę świąt w gronie rodziny.
Pierwszy raz ze wszystkim będę musiała radzić sobie sama, oczywiście mogę zapytać Hostów o to jak coś zrobić, jednak większość dnia nie ma ich w domu, więc będę zdana na siebie.
Napewno o czymś jeszcze zapomniałam, jednak tych "pierwszych razy" będzie naprawdę sporo, ale jakoś trzeba sobie z tym wszystkim dać radę.
Do następnego!
Powodzenia!! :) Te wszystkie pierwsze razy brzmią ekscytująco, tyle przed tobą! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuje :)
UsuńRównież pozdrawiam :)